Wiadomości
wszystkieRecenzja filmowa: Pełzająca śmierć (PLAKAT)
Recenzja również na: mediakrytyk.pl
Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie
Plakat i informacje o filmie na Mediakrytyk
Haley jest utalentowaną pływaczką, co w dalszej części filmu okaże się niezwykle istotne. Mieszka na Florydzie, postawionej właśnie w stan gotowości ze względu na zbliżający się potężny huragan. Mieszkańcy się ewakuują, jednak dziewczyna nie może dodzwonić się do ojca i wbrew zaleceniom służb porządkowych udaje się do niego do domu. Na miejscu zastaje nie tylko hektolitry wody, ale też stado krwiożerczych aligatorów.
Polski tytuł mógłby sugerować, że mamy do czynienia z kinem klasy B. I sama, mocno nieskomplikowana, historia czerpie nieco z niskobudżetowych horrorów. Ojciec, córka i pies zostają uwięzieni na ograniczonej powierzchni i muszą walczyć o przetrwanie. Jednak mimo, że film kosztował tylko kilkanaście milionów dolarów, (w hollywoodzkiej skali są to grosze), realizacja wypada naprawdę bardzo dobrze. Zaskakująco wiarygodnie wyglądają aligatory. Nie przypominam sobie, żebym w którymś momencie skrzywiła się na widok niedopracowanego efektu specjalnego, a zwierzęta oglądamy często w maksymalnych zbliżeniach. Podoba mi się też, jak ograno przestrzeń. Razem z bohaterami poruszamy się po coraz bardziej zalanym domu i nie dość, że sprawny montaż nie pozwala nam stracić orientacji, to jeszcze każde z pomieszczeń dostarcza nowych możliwości ciekawego przedstawienia starć z potworami. Szczególnie zapadła mi w pamięć walka w łazience.
Co jeszcze odróżnia ten film od innych tego typu produkcji, to fakt, że bohaterowie nie są idiotami, potrafią podejmować racjonalne decyzje i nie służą tylko za mięso armatnie. Oczywiście bez niektórych klisz nie dało się obejść. Ojciec i córka mają obowiązkową trudną relację i wiele zaszłości, które starają się wyjaśnić w przerwach między kolejnymi atakami. Okazuje się też, że otwarte złamanie nie przeszkadza w skakaniu po meblach, gdy pojawia się taka potrzeba. Na to jednak można przymknąć oko, bo reszta się broni. Muszę jednak ostrzec, że nie jest to propozycja dla mocno wrażliwych widzów, których odrzuca widok filmowych „bebechów”. Dość powiedzieć, że gdy coś komuś coś odgryzie, obejrzymy to ze wszystkimi krwawymi detalami. Za to przez półtorej godziny napięcie praktycznie nie spada i dostajemy porcję czystej filmowej adrenaliny.
(Ala Cieślewicz)
Reż. Alexandre Aja
Ocena: 7/10